Pokaz tańców konnych w Peru
Z Grand Bahama do USA
Po ośmiu dniach wypoczynku na plażach Grand Bahama wracamy promem wycieczkowym Bahama Celebration na Florydę. Tym razem chcemy zobaczyć takie bardziej typowe USA, (czyli już nie Miami Beach) i nocujemy w Lake Worth niedaleko plaży. Wypoczywają tutaj bardziej statystyczni Amerykanie. Niestety wrażenia z pobytu w tym typowym USA okazują się dużo gorsze od tamtych z Miami Beach, które okazuje się być tą amerykańską perełką.
USA – tu wszystko kreci się wokół kasy – Casino i restauracje przy plaży na Florydzie
Pelikan przy plazy nad Atlantykiem
Czujemy się trochę nieswojo, kiedy idąc ulicą po miasteczku jesteśmy praktycznie jedyni, którzy idą chodnikiem. Wszyscy jeżdżą tutaj samochodami dziwnie się na nas patrząc przez szyby. Nie jesteśmy pewni czy dobrze robimy czy to do końca jest bezpieczne wiedząc ze w tym stanie prawo do posiadania broni jest bardzo liberalne… Poza tym spędzamy sporo czasu na plaży i uderza nas to, ze spotykamy tak wielu Amerykanów z olbrzymią nadwagą (nawet ponad 130-150 kg). Średnio co ok. trzeci z nich jest aż tak chorobliwie otyły… Jeszcze nigdzie nie spotkaliśmy tak otyłego społeczeństwa… Ponadto mamy wrażenie ze wszystko tutaj «kreci się wokół kasy i samochodu». Jedzenie w przeciwieństwie do Miami Beach i Bahamów jest o wiele gorsze, jakby zmodyfikowane i niesmaczne. Poznajemy wiec świat plastikowego jedzenia i plastikowych ludzi. Wielu napotkanych Amerykanów robią na nas wrażenie bardzo niedouczonych, a jednocześnie przemądrzałych ludzi, bezwzględnie przeświadczonych o swojej racji. Ten taki ich pewny i nadęty ton jest mocno denerwujący… Europejczycy (nie wliczając Rosjan) są jednak dużo skromniejsi… Spędzamy, więc w tym światku jedynie 3 dni by z radością powrócić do tego normalniejszego i bliższego nam świata, czyli do…
Ameryki Południowej! 🙂 Zaczynamy od Peru 🙂!
Po blisko sześciu godzinach lotu z Miami lądujemy w Limie. Musimy przyznać ze stęskniliśmy się za Ameryka Południową, która bardziej przypomina nam Polskę niż USA. Można dobrze zjeść, przejechać się autobusem z miejscowymi i pogadać na ciekawe tematy. Przed przyjazdem do USA wydawało się nam ze Stany czy Australia są do siebie bardzo podobne. Nic z tych rzeczy. Australia jest zupełnie inna i możemy ją polecić każdemu, ale USA niekoniecznie…
Dlatego dobrze jest podróżować i samemu wyrabiać sobie pogląd na świat. Zamiast oglądać ogłupiającą telewizje lub czytać brukowce czy pseudoinformacje gazety.
Podczas ponad 8-miu miesięcy naszej Podróży jesteśmy praktycznie wolni od natłoku wbijanych na siłę do głowy „arcyważnych” informacji („rewelacji”) czy idiotycznych reklam. Dzięki temu oraz dzięki poznawaniu najpiękniejszych zakątków Świata, przebywaniu przez kilka miesięcy sam na sam z piękną i dziką przyrodą czujemy się dużo lepiej i spokojniej… Polecamy!
Cieszymy się teraz z naszych ostatnich tygodni w Ameryce Południowej. Mamy dosyć napięty plan. Na początek zwiedzamy stolice Peru po raz drugi. Lima okazuje się być bardzo dużym miastem, bo liczącym aż 10 mln mieszkańców. Zwiedzamy w centrum wielka i majestatyczna Katedrę.
Przy Katedrze znajduje się Pałac Prezydencki gdzie urzęduje i mieszka Prezydent. Obecna głowa państwa uważa, że w Peru jest «bardzo bezpiecznie», ale sama chowa się za wysokim i gęstym płotem. Oczywiście uzbrojone «po zęby» wojsko ciągle chroni Pana Prezydenta.
Za płotem defilada przy Pałacu Prezydenckim – trudno ja zobaczyć zza gęstego i wysokiego płotu…
Podobnie jest z bankami, przed każdym wejściem stoi policjant w kamizelce kuloodpornej z bronią.
Są różne dzielnice Limy, na jednych pełno jest policji na innych policji nie ma w ogóle. Staramy się nie zapuszczać w nieturystyczne miejsca. W Limie jest jak to mówią znawcy «bardzo bezpiecznie», ale trzeba bardzo uważać :). Zwiedzamy, więc ją ostrożnie przez 2 dni. Zaczynamy od Starego miasta, które ma w sobie to cos. Przy okazji jesteśmy świadkami procesji drogi krzyżowej, Peruwiańczycy przygotowują się już do Wielkanocy.
Przygotowania do procesji Świąt Wielkanocnych w Peru
Jedziemy również kilkanaście kilometrów za Limę zobaczyć ruiny inkaskich piramid. W trakcie tej podroży przejeżdżamy przez biedniejsze dzielnice miasta. Różnica miedzy bogatymi a biednymi jest ogromna. Na przedmieściach Limy ludzie żyją bez elektryczności i bieżącej wody w ledwo skleconych chatkach. Cóż codziennie przybywają tu nowi Peruwiańczycy z biedniejszych regionów kraju. Peru nie jest najłatwiejszym krajem do życia. Coroczne ulewne deszcze niszczą mosty, drogi, domy. Nic wiec dziwnego, że to Lima, gdzie panuje umiarkowany przyjazny klimat, jawi się niektórym, jako raj czy ziemia obiecana. Już teraz w stolicy mieszka ok. 30% całej populacji kraju i ta liczba ciągle rośnie.
Przejazd przez przedmiescia Limy…
Wybrzeze Pacyfiku…
Po paru dniach spędzonych w stolicy Peru lecimy do…
Iguazu Falls – jeden z najpiękniejszych wodospadów na Świecie.
To są jednocześnie jedne z największych wodospadów Świata. To prawdziwe kolosy! Z progów rozlewającej się na szerokość 4 km rzeki Iguazu spada 140 mln ton wody na godzinę!
To aż 7 razy więcej przepustowości wody niż w Niagarze!
Poza tym Niagara to tylko trzy wodospady, z których największy ma 50 m wysokości.
Iguazu składa się z około 270 wodospadów, a których największy Garganta del Diablo ma 80m wysokości, wiec jest, co podziwiać.
Wodospady znajdują się na pograniczu Brazylii i Argentyny. Zaczynamy wycieczkę od brazylijskiej strony i spędzamy w tym kraju cale 3 dni.
Następnie odwiedzamy stronę argentyńska wodospadu Iguazu, która robią na nas jeszcze lepsze wrażenie. Z tej perspektywy można bliżej zobaczyć i poczuć ogrom wodospadów. Jednocześnie przejść przez tropikalna rzekę i zobaczyć kawałek prawdziwej dżungli.
Wodospady Iguazu to naprawdę cos wspaniałego! Zostały zresztą wpisane na listę 7 nowych cudów Świata. Lot z Limy do Iguazu Falls trwał ponad 4 godziny, ale teraz już wiemy, ze na prawdę warto było tu przylecieć…