Słynna Miami Beach zimą, w Nowym Jorku śnieżyce. Wolimy zimę na Florydzie 🙂
Z żalem opuszczamy Peru i po pięciu godzinach lotu z Limy lądujemy w Miami. Ameryka Północna to już nasz piąty kontynent w czasie podróży. Podróże lotnicze maja to do siebie ze zbyt szybko można się przemieścić z jednego miejsca do drugiego. Wynikiem tego może zbyt duży szok klimatyczny lub kulturowy. Podobnie jest z nami. Przez pierwszych kilka godzin nie możemy uwierzyć ze tak bardzo zmieniliśmy światy i z bardzo indiansko-latynowskiego Peru znaleźliśmy się w ojczyźnie hamburgerów i «przebrzydłego» kapitalizmu :). Różnica miedzy obu Amerykami jest ogromna. Miami Beach to bardzo czyste i bogate miasto.
Wzbudzamy jednak tutaj ogromne zainteresowanie…
A dokładnie nasze plecaki z przytroczonymi karimatami. Wszyscy nas zaczepiają pytają się czy jesteśmy turystami, chcą nam pomoc znaleźć drogę i strasznie się dziwią. Jakby nigdy w zżyciu nie widzieli turysty. Uświadamiamy sobie jednak ze w Stanach ludzie maja tylko średnio po 2 tygodnie urlopu w roku. Wiec pewnie nie chce im się w tym czasie jeździć autobusem czy łazić z plecakiem. Biorą taksówki, samoloty i wakacje spędzają w drogich kurortach. Można wiec powiedzieć ze w Stanach model podróżnika, jaki spotyka się w Azji czy Ameryce Pled nie jest zbyt popularny. Staramy się nie chwalić ze jesteśmy na 9 miesięcznej wyprawie dookoła świata, bo tutaj i tak nikt by nie uwierzył. Amerykanie przyzwyczajeni do luksusu dużo wydają nawet w czasie krótkich wakacji i według nich jak ktoś podróżuje 9 m-cy to musi być, co najmniej milionerem.
Ogólnie widać ze wszyscy są tutaj strasznie zapracowani i nerwowi. Według nas dwu tygodniowy urlop to straszne okrucieństwo.
W Miami Beach spędzamy pracowity dzień na zwiedzaniu. Mamy tylko jeden dzień żeby poznać miasto. Niestety mieliśmy pecha i trafiliśmy na Spring Break w Stanach. Ceny hoteli i hosteli w Miami wzrosły w tym czasie dwu albo trzy krotnie. My na szczęście zabukowaliśmy sobie wcześniej dwa noclegi po starej cenie. Dzięki temu, chociaż trochę zwiedzimy miasto «Policjantów z Miami». Potem uciekamy stad na Bahamy gdzie udało nam się znaleźć niedrogie noclegi.
Policjanci z Miami 🙂
Plaże w Miami i ocean powalają nas na kolana.
To chyba jedne z najładniejszych plaż na świecie. Biały piasek, turkusowa przejrzysta woda i zagłówki na horyzoncie. Obiecujemy sobie ze kiedyś tu wrócimy z własnym jachtem. To miejsce jest wprost wymarzone dla żeglarzy, można tu żeglować miesiącami po okolicznych karaibskich wyspach, których jest ponad 300. Po prostu raj.
Grzesiu znowu skacze 🙂
Wylegujemy się wiec na plaży i łapiemy trochę słońca. Przyda nam się w czasie zimowych miesięcy w Norwegii.
One year gap is great 🙂
Potem bez konkretnego planu zwiedzamy miasto, odwiedzamy kilka parków, podziwiamy amerykańskie drapacze chmur.
Centrum Miami
Główny zabytek Miami Beach – Synagoga
Próbujemy tez amerykańskiego jedzenia w czasie happy hours :). O dziwo bardzo nam smakuje, a wszyscy tak krytykowali amerykańskie jedzenie. Na kolacje sami przyrządzamy spaghetti z krabami plus argentyńskie wino z Mendozy i smakuje wyśmienicie.
Uczymy się tez nowego angielskiego. W Australii zajęta toaleta była engaged, tutaj jest busy. Nikt nie rozumie jak mówimy occupied hehe :). Toaleta to tez «restroom» a nie «toilet». Pyzatym można się w Miami dogadać po hiszpańsku, prawie wszyscy mowa tutaj w tym jezyku. Dużo jest emigrantów z Kuby czy Ameryki Pld wiec nawet amerykanie uczą się hiszpańskiego.
Następnego dnia zegnamy się z Miami Beach i bierzemy pociąg do West Palm Beach skąd mamy prom na Bahamy. Transport publiczny jest dosyć tani w Stanach i całkiem dobrze rozwinięty. Za kilkugodzinna jazdę pociągiem zapłaciliśmy tylko kilka dolarów.
West Palm Beach, trochę tu jachtów 🙂
Łapiemy wiec nasz prom i odpływamy na Bahamy. Odpocząć od długich podróżniczych wakacji. Codzienne zmienianie miejsca zamieszkania zrobiło swoje. Potrzebujemy kilku dni odpoczynku od podróżowania. A wiec witajcie Bahamy.
Zachod slonca i odplywamy na Bahamy