Pożegnanie z Cairns
W okolicach tropikalnego Cairns spędzamy w sumie 11 dni. Z dnia na dzień robi się coraz cieplej. Jest już polowa października i na półkuli południowej to już prawie środek wiosny, a tropikalne lato «za pasem». Często temperatura przekracza 30C, a mocne słonce budzi nas wcześnie rano zaraz po świcie. Niestety nasz namiot nie posiada klimatyzacji, słońce «dyktuje nam» wiec rytm dnia. Wstajemy zgodnie z natura skoro świt, kładziemy się tez dość wcześnie zęby pospać, chociaż te 7-8 godzin. 🙂
Ostatni wieczór spędzamy na pożegnalnym backpack’erskim grillu spożywając pyszne mięso krokodyla, emu i kangura. To tutaj w Cairns poznaliśmy najwięcej podróżników, ale nasze drogi powoli się rozchodzą: jedni jada na zachód do Darwin, inni podążają tak jak my w kierunku Sydney. A konkretnie udajemy się do…
Od lewej: kielbaski wolowe, mieso krokodyla, emu i kangura
Byron Bay na Gold Coast i trochę o Australijczykach…
Gold Coast beach
Po ok. 2 dniach jazdy pociągiem i także autobusem dojeżdżamy do celu. Po drodze mijamy miasteczka o ciekawych nazwach np. Surfing Paradise, Cofees Harbour, Casino (beef capital)… Australijczycy uwielbiają spędzać wolne dni na Gold Coast. To tutaj są najładniejsze złote plaże Pacyfiku. Duże fale to także idealne warunki do surfowania, kite-surfowania itp., a lato trwa niemal cały rok…
Najdalej na wschod wysuniety przyladek Australii
Rozbijamy namiot na campingu tuz przy samej plaży. Nasz «domek» wygląda bardzo skromnie przy olbrzymich namiotach Australijczyków. Wiele z nich są wielkości niemal polskich domków letniskowych. Duzy samochód z deska surfingowa na dachu, ogromny namiot, gromadka hałaśliwych dzieciaków, wyluzowani rodzice – tak właśnie wygląda typowa australijska rodzinka.
Namiot i samochod dla 2 osob w Australii
Widać, ze dobrze im się tutaj żyje, a łagodny i ciepły klimat to wiele słonecznych dni i długie (niemal wieczne) wakacje. Poza tym nie są za bardzo konfliktowi i traktują życie na luzie. Tylko pozazdrościć braku wielu problemów, które Europejczycy maja, na co dzien.
Tutaj każdy zagaduje nas na polu namiotowym (What’s up?), A nowo poznani ludzie gawędzą sobie na luzie jakby znali się wiele lat. Tutaj kazy jest Mate (czyli kumpel), wszystko jest Ossooom , Cool (fajne), too easy ( po Australijsku: nie ma sprawy), a nawet Very Ozzy ( od Ozikow jak nazywają mieszkańców Australii). Lubią tez sobie upraszczać życie i skracają niektóre wyrazy, co na początku sprawiało nam problem. Np hamburger z kangura to Roo Burger od Kangaroo, Vegatebles to Veggie… a zajęta toaleta w pociągu jest engadged (zaręczona :)), Flat White (Biala plaska) to kawa z mlekiem. Hmm… ciekawe co na to Norwegowie jak zaczniemy używać naszego nowego angielskiego w pracy typu «What’ s up mate? Too easy…», «Ossom»…
Na Byron Bay cale dnie spędzamy na zwiedzaniu okolicy. W promieniu paru km mamy kilka plaż. Każda jest inna. Na jednej fale są bardzo wysokie i nadają się do surfingu, na drugiej nieco mniejsze za to wiatr jest idealny do kitesurfingu, trzecia nadaje się do romantycznych spacerów o zachodzie słońca, a ta najbliżej miasta jest idealna do pływania…
Surfer walczacy z falami
Idealne warunki na kite-surfing
Spacerując po klifach pomiędzy plażami docieramy do malowniczego przylądka, który okazuje się najbardziej na wschód wysuniętym punktem w całej Australii. To stad jest najbliżej do Nowej Zelandii. Wpatrując się w ocean dostrzegamy, ze horyzont nie jest już plaski, ale lekko zakrzywiony. Nie możemy uwierzyć, ale gołym okiem widać krzywiznę Ziemi!
Na szczycie klifu znajduje się bardzo ważny obiekt nawigacyjny – latarnia morska, która zwiedzamy. Z uwagi na skaliste wybrzeże oraz silne wiatry wyposażona jest w najsilniejsze światło w całej Australii. Jej światło jest tak mocne ze widać je na 50km…
Latarnia morska na Byron Bay
Skaliste wybrzeża, klify, złote plaże; wszystko to sprawia ze nasz spacer jest bardzo relaksujący, podziwiając widoki zapominamy o zmęczeniu, upale i uparcie podążamy coraz dalej i dalej.
Krzywizna Ziemii widzialna „golym okiem” z przyladka
Kiedy zmęczeni odpoczywamy na odludnej plaży, myśląc ze wszystko już widzieliśmy?.. Nagle na horyzoncie pojawiają się…
Wieloryby… i to cale stado dużych sztuk… nie no tego nie planowaliśmy
Przepływają koło naszej plaży przepiękne Humbaki, nurkują pokazując nam ogromne ogony. Robimy setki zdjęć i udaje nam się uchwycić dwa wieloryby nurkujące naraz :). To już piaty raz widzimy te wspaniale ssaki (pierwszy raz w Australii) i kolejny raz to przeżycie jest niezapomniane.
Tanczace wieloryby 🙂
Pełni wrażeń wracamy na kemping i jedząc własnoręcznie przyrządzony stek z kangura podziwiamy kolejny zachód słońca. Tak to był kolejny wspaniały dzien.
Stek z kagura na grillu to najsmaczniejszy obiad w Australii 🙂
W podobny sposób spędzamy w sumie 6 dni tzn. spacerujemy po plaży, kapiemy się. Pyzatym powoli zegnamy się już z Australia i przygotowujemy się na nowe wyzwanie… już za parę dni lądujemy w Nowej Zelandii. Trochę nam za opuszczać Australie, ale jesteśmy bardzo ciekawi nowego zupełnie nieznanego nam kraju, o którym tyle słyszeliśmy. Jedziemy w kierunku Sydney, pożegnać się z tym pięknym miastem i zobaczyć się ze znajomymi przed odlotem.
W Australii spędziliśmy w sumie 54 dni, przejechaliśmy ten kraj z północy na południe, z zachodu na wschód, zobaczyliśmy tez cale wschodnie wybrzeże aż do Cairns i z powrotem. Zrobiliśmy trochę ponad 18000km i na jakiś czas mamy dość kolei po w sumie 11 dobach w pociągu (Ghan, Indian Pacific, Queenslandrail i Countrylink), ale naprawdę było warto. Australii nie da się opisać, te dystanse, różnice trzeba poczuć i przejechać a widoki zobaczyć. Może już niebawem pokusimy się o małe podsumowanie naszej Australijskiej przygody.