Keplers track
Wyjeżdżamy z Queenstown na sam południowy kraniec Nowej Zelandii i dojeżdżamy do
Dunedin – najbardziej «studenckiego» miasta tego kraju i dawnej stolicy
To chyba najbardziej oddalone miasto od Polski. Znajduje się na płd.-wsch. krańcu wyspy południowej. Położone jest na wielu stronych wzgórzach i to tutaj znajduje się…
Droga o największym nachyleniu na Świecie – wpisana do księgi rekordów Guinness’a
Wbiegamy po niej pod górę, chociaż rzeczywiście jest bardzo stromo a droga dosyć długa i pod koniec «trochę nas zatyka» no i ostatnie kilkadziesiąt metrów lapie mocna zadyszka i dobrze znane uczucie – «nóg z waty»… ale jakoś dobiegamy do «szczytu»…
Najbardziej stroma ulica na swiecie w Dunedin
Na koniec dostajemy nawet certyfikaty wejścia hihi.
Poza tym w Dunedin spędzamy tylko jedno popołudnie, wieczór i noc. Zwiedzamy pobieżnie centrum miasta. Oprócz tego pogoda jest średnia, mało słońca, chociaż nie pada. Potrzebujemy czegoś «dla odmiany» i po raz pierwszy od kilku miesięcy podroży idziemy do kina na film – na cos lekkiego, wybieramy «Nowego Bonda»…
Po Dunedin jedziemy w kierunku Ivercargill i po drodze czeka nas prawdziwe nowozelandzkie safari. Kierowca zawozi nas do kilku miejsc przy południowym wybrzeżu gdzie znajdujemy i oglądamy żyjące sobie swobodnie…
Żółtookie pingwiny – bardzo rzadki gatunek
Zoltooki pingwin wracajacy z kapieli
Parę fok, no i ogromnego lwa morskiego
Lew morski na plazy
Po tych emocjach dojeżdżamy na nockę do Ivercargill. Miasto „bez szaleństw” jednak jest tutaj baza promowa by dopłynąć do trzeciej nowozelandzkiej wyspy – Stewart Island, do której się jednak nie wybieramy. Prom jest b. drogi, pogoda bywa tam kapryśna, no i atrakcji niewiele. Jedynie łowienie ryb, nurkowanie i jakieś krótkie przechadzki. To niewiele by dodatkowo wydać po kilkaset dolarów na 2-3 dniowy pobyt…
W Ivercargill kupujemy żywność na kilka dni no i udaje się nam…
Zabookowac Keplers track czyli jeden z 9-ciu najsłynniejszych Great Walk’ow.
Widoki ze szlaku
Dla «niewtajemniczonych» w bookowanie nowozelandzkich szlaków wyjaśniamy, ze nie jest to takie proste. Jeżeli chcesz przejść przez kilkudniowy Great Walk to musisz mieć zarezerwowane wszystkie noclegi w chatkach lub na polach kempingowych. Bez tego nie ma się prawa wstępu na szlak. Rezerwować noclegi można przez internet lub w DOC (Department of Conservation) office. Niestety często są one bookowane na wiele tygodni naprzód i jeśli chcemy iść spontanicznie tak z dnia na dzień często noclegi są pozajmowane. Jest to trochę dziwny system, biorąc pod uwagę zmienna pogodę w górach. Jeśli mamy rezerwować z wielkim wyprzedzeniem to nie mamy pewności czy np. nie będzie lalo wtedy przez kilka dni, a cala malownicza sceneria nie będzie pokryta mgła. Noclegi w chatkach są bardzo drogie. Szkoda również jest zapłacić i nie pójść. Cóż dziwny system, ale na szlakach Nowej Zelandii rząd „położył lapę”, a jak powszechnie wiadomo jak oficjele się czymś zajmą to najlepiej to nie „wychodzi”, pisząc oględnie – jak widząc i to nie tylko w Polsce, ale i tutaj „na końcu Świata”
Pomimo tych trudności związanych z rezerwacja chatek na Great Walk’ach udaje się nam „załapać”. Hurra! Na stronie pozostały ostatnie 4-ry wolne miejsca w „obowiązkowej” chatce tzn. takiej, przy której nie ma możliwości rozbicia namiotu a nocleg jest niezbędny, żeby przejść 60 kilometrowy track po górach. Keplers Track przewidziany jest na 3-4 dni marszu. Planujemy wiec go ambitnie na 3 dni, wiec rezerwujemy jeszcze drugi nocleg w namiocie na 40-tym km no i możemy ruszyć w góry!
Startujemy z miejscowości Te Anau. Pozostawiamy zbędne rzeczy na track tj. komputer, lekkie buty, dodatkowe ubrania w zamykanym schowku na początku szlaku.
Bierzemy tylko to, co konieczne na następne 3 dni, czyli to, co na sobie oraz śpiwory, maty, namiot, jedzenie, butle gazowa z palnikiem, kurtki i spodnie przeciwdeszczowe, jedna zmianę ubrania, itp. pakujemy to oczywiście do plecaków i ruszamy na jeden z najpiękniejszych szlaków Nowej Zelandii!
Pierwszy dzień to przede wszystkim przejście przez cos w rodzaju miejscowego lasu tropikalnego, w którym dominują drzewa paprociowe – roślinność, która była kiedyś także w Europie, ale została zniszczona w czasie epoki lodowcowej. Ponadto widzimy liczne ostrzeżenia, ze las zamieszkują także legendarne ptaki kiwi. W związku z tym panuje całkowity zakaz wprowadzania psów, które stanowią wielkie zagrożenie dla tego rzadkiego zwierzęcia. Przez pierwsze godziny szlak „idzie” przy jeziorze, wiec raczej po płaskim by później zamienić się w dosyć strome podejście.
Krajobraz troche rozny od naszych beskidow
Taka wędrówka z plecakiem pod górę to jest to, co lubimy najbardziej – to takie nasze „masochistyczne” hobby, które uprawiamy już od najmłodszych lat. Ciężki wielogodzinny wysiłek fizyczny na świeżym powietrzu w górach to bardzo dobry trening, pozwalający na rozruszanie często zastałych mięśni i kości. To także idealny relaks dla umysłu, który dobrze dotleniony przestaje martwic się tym, co było oraz tym, co będzie, ale skupia się na wykonywaniu teraźniejszych prostych czynności typu „lewa, prawa, lewa…” Polecamy!
Po 5-ciu godzinach docieramy do granicy lasu – wysokości, z której motamy podziwiać pierwsze majestatyczne widoki. Po następnej godzinie docieramy to Luxmore hut – czyli do tej „obowiązkowej” chatki.
Ta chatka-schronisko to taki trochę standard jak na polskie warunki albo nawet trochę poniżej. Tylko spanie na zarezerwowanych miejscach we własnych śpiworach. W kuchni są jedynie kuchnie gazowe bez żadnego wyposażenia: brak garnków, talerzy, a nawet zapałek itp. Jesteśmy na to oczywiście przygotowani tylko trochę czujemy ze zostaliśmy zmuszeni, żeby przepłacić za taki „standard” – noc kosztowała 54 NZD – (ok. 130 PLN) od osoby. Poza tym 20-30 proc. miejsc jest wolnych, chociaż zostały opłacone, ponieważ z różnych powodów turyści nie dotarli no i nie mogli dostać refund za anulowanie noclegu. W ten sposób wielu innych, którzy chcieliby nie poszli na track, ponieważ wszystkie miejsca „były zajęte”. Oj, czego ci politykierzy – zupełnie oderwani do rzeczywistości – nie wymyśla. Niech lepiej już nic nie robią…
Nasza najdrozsza chatka w Nowej Zelandii
Następnego dnia trasa wiedzie wzdłuż grani zanurzonych w majestatycznych górach. Widoki są przepięknie bajkowe tak, jakie znamy z Władcy Pierścieni itp. Strome zbocza górskie wbijają się w błękitne niebo, które gdzieniegdzie przykrywają chmurki. Granatowe jezioro oblewa podnóże gór w dolinach, robiąc wrażenie a’la fiordu jednak fiordem nie będąc. Tak to najpiękniejszy odcinek trasy. Pogoda nam sprzyja. Świeci słonce i nie pada, no i widoczność jest dobra. Chociaż wieje wiatr to nie jest na tyle mocny by wyziębiał (czy nawet przewracał) tak jak często ma to miejsce w górach Nowej Zelandii, położonej na rozległych wodach Pacyfiku…
Na grani Keplers tracku
Zdobywamy szczyt Luxmore. Następnie idąc szlakiem wśród „morza gór” na grani mijamy jeszcze dwa schronienia (zbudowanych w razie załamania pogody) zatrzymując się na krótkie przystanki by spożyć przygotowane wcześniej, no i zwłaszcza na tej wysokości i w tej scenerii przepyszne kanapki razem z czekolada i sokiem z kiwi…
Trafil nam sie ladny dzien w gorach
Pod koniec dnia schodzimy by powrócić na wysokość lasu. Tam spędzamy drugi nocleg – tym razem pod namiotem przy chatce. Czujemy ze przeszliśmy najpiękniejszy odcinek. Po spożyciu sytej obiado-kolacji, czyli gotowany na kuchence ryz z warzywami oraz z baranina spacerujemy po okolicy, oglądamy ciekawy wodospad, rozbijamy namiot i rozmarzeni w tym, co widzieliśmy zasypiamy..
Zaczynamy schodzic w doline gesto porosnieta lasem tropikalnym. Zegnajcie piekne widoki
Nazajutrz trasa szlaku wiedzie dolina przez las tropikalny. Co jakiś czas przechodzimy prze polany, z których możemy podziwiać panoramy gór z niższej perspektywy. Trasa już nie jest aż tak fascynująca jak poprzedniego dnia, ale również warta do przejścia. 23 km’ertowy odcinek pokonujemy dosyć szybkim krokiem w ciągu niecałych 5-ciu godzin by dojść do końca szlaku i zamknąć wielka pętle jednego z najpiękniejszych Great Walk’ow.
Pomimo trudności i niedostępności administracyjnych Wielkich Szlaków Nowej Zelandii udało nam się przejść cały Keplers Track. Kończymy tam gdzie zaczynaliśmy, czyli w Te Anau gdzie campingujemy przez następne 2 dni. Regenerujemy obtarte stopy, zmęczone nogi i pozostałe mięsnie by moc dalej ruszyć pozdobywać kolejne bajkowe góry i przejść następne ciekawe szlaki…